Kolejnego dnia postanowiliśmy odwiedzić jedną z wizytówek Bułgarii i naprawdę jedną z niespotykanych gdzie indziej atrakcji. Mowa o Monastyrze Aladża. Położony na północ od Warny. Ze Sveti Własa do Warny można dostać się rejsowym autobusem za 12 lewa. Tym razem w mojej ocenie jest to przyzwoita cena. Niestety 90 km jedzie się troszkę przydługawo, bo 1h40m. do Warny i ponad 2 godziny z powrotem. A to dlatego, że jedyna droga łącząca całe wybrzeże czarnomorskie Bułgarii jest po prostu jednopasmówką bez pobocza. Kraj stawia teraz raczej na budowę autostrad z wybrzeża do Sofii, niż wzdłuż niego. Szkoda…
Z samej Warny do Aladży można się dostać w jedyny sposób, spontaniczny, ale skuteczny. Trzeba z centrum przejść parkiem nadmorskim w okolice Delfinarium i stanąć na wylotówce. Nie doszliśmy do przystanku autobusowego, jak zajechało taxi prawie wypełnione do końca. Driver krzyknął: Aladża Rondo? 3 leva. No jak 3 leva, to 3 leva. Jedziemy. W trakcie jazdy w wozie panował straszny przeciąg, bo wszystkie szyby otwarte, jechały z nami dwie panie, którym było gorąco. Dałem pieniądze prowadzącemu. No i zdziwienie. Dlaczego tylko 3 leva. No powiedziałem, że tak usłyszałem… ale to 3 leva od łebka. Eee… chciałem się potargować troszkę, ale Żona powiedziała nie, zapłaćmy. Jeszcze przez następne 5 minut kierowca to groził paluszkiem, to kręcił głową…jakiż to ja głupek jestem, że nie zrozumiałem.
Sam monastyr wydrążony jest w piaskowcu. Skała ta ciągnie się nad wybrzeżem aż do granicy z Rumunią. W okolicach jest jeszcze kilka innych podobnych miejsc, gdzie już w neolicie ludzie drążyli sobie schronienia (m. in. Kamian Brjag, w którym kiedyś tez byłem). Nasze miejsce od V w n.e. przyciągało pustelników. No i nie dziwne. Ukryty w lesie, wysoko ponad brzegiem stanowił idealne schronienie i miejsce na życie pustelniczo-monastyczne. Są dwa poziomy, dolny z kościołem, celami, kuchnią i katakumbami oraz górny z małą kapliczką. Życie monastyczne z nieznanych powodów zaniknęło tu w XIII w. Kiedy 200 lat później tereny te zajęli Turcy, ich oczom ukazał się kolorowy świat fresków naskalnych. Dlatego nazwali to miejsce „Aladża”. I tak zostało do dziś. Obok monastyru jest niewielkie muzeum typu „mydło i powidło”, z którego najciekawsze są makiety pokazujące, jak mógł wyglądać obiekt, jak zasiedlali go pustelnicy.
Z monastyru warto przejść się lasem do Złotych Piasków. My poszliśmy najkrótszym, godzinnym niebieskim szlakiem. Do wyboru są jeszcze dwa inne. Wracając szukaliśmy okazji na taxi z osobami w środku, bo wychodzi wówczas taniej. Kilka razy „odprawialiśmy” z kwitkiem kierowców, którzy nie dowierzali, iż przyjechaliśmy tu za 6 leva proponując trzykrotnie wyższe stawki. W końcu udało się wrócić do Warny za cenę przyjazdu…