Tak między nami mówiąc to nie do końca w knajpie panował porządek. Niektórzy (w tym nasi kierowcy) sporo się naczekali na swoje dania, mimo iż obsługa otrzymała polecenie, aby nasi woziciele zjedli pierwsi. Lecz wyśmienitość dań nakazuje zsunąć zasłonę milczenia na to w sumie niedociągnięcie bez znaczenia. Zajechaliśmy przed Pałac Chana w Bakczysaraju. Na język turecki nazwę byłej stolicy Tatarów można przetłumaczyć jako „Pałac Ogrodowy”. Po krymskotatarsku podobnie „Pałac pośród rajskiego sadu”.
Pałac w Bakczysaraju miał być ucieleśnieniem rajskiego sadu, dlatego słynny był z przepychu, bogactwa urokliwych dziedzińców zapełnionych zielenią, drzewami, kwiatami i licznymi fontannami. Wszystkie tego typu wschodnie obiekty są zawsze budowane wg obowiązującego standardu. Polega to na tym, iż centrum pałaców stanowią 4 dziedzińce. Pierwszy, taki ogólnodostępny jest największy. Każdy następny jest od poprzedniego dwa razy mniejszy. Widzimy to w Pałacu Topkapi w Stambule, Pałacu Amber pod Jaipurem w Indiach, czy królewskim pałacu w Rabacie w Maroku – od Atlantyku po stepy Mongolii. Zawsze ten sam układ.
Brama wjazdowa do Pałacu Chanów
Widok na meczet pałacowy z pierwszego dziedzińca
Pałac Chanów na Krymie posiada 3 dziedzińce – na pierwszy rzut oka, tzn. główny oddzielający kuchnie i meczet od apartamentów Chana. Za częścią należącą do Chana jest drugi dziedziniec oddzielający ją od pawilonu haremowego. Przed Haremem jest trzeci dziedzińczyk. To gdzie czwarty? Między meczetem a kuchniami jest wąskie przejście na cmentarz znajdujący się na czwartym dziedzińcu. Jest zamknięty dla zwiedzających. Tylko przez kratkę w drzwiach można się zorientować, że cmentarz mieści się na większym placyku. Sam Pałac zawsze ujmuje mnie dwoma rzeczami – pierwsza to sala do posiedzeń Divanu, czyli rzadu krymskiego. Jest obszerna, ładnie oświetlona witrażami, wysadzana marmurową posadzką z centralnym miejscem na złoty tron Chana. Moim zdaniem pomieszczenie to jest bardziej okazałe, niż chańskiego zwierzchnika w osobie Sułtana Osmańskiego rezydującego w Pałacu Topkapi w Stambule. Druga rzecz to olbrzymie drzewo genealogiczne dynastii Girejów. W Chanacie, podobnie jak w Imperium Osmańskim (tam jednakże od połowy XVII w.) władzę dziedziczył nastarszy członek rodu! Wymyślono tak, aby zapobiegać bratobójstwom i wojnom domowym. Ciekawostką jest fakt, że w przypadku bezpotomnej śmierci ostatniego członka rodziny Osmanów, władzę w Turcji odziedziczyliby Chanowie Krymu. O tym mówi stara umowa jeszcze z XVI w. między Portą a Krymem. Zwiedzanie kończymy przy akompaniamencie wezwania na modlitwę Ikindi – czwartej w kolejności w danym dniu. Zegarek wskazywał parę minut po siedemnastej.
Drzewo genealogiczne krymskiej dynastii Girejów
Sala audiencyjna – tzw. selamlık
Korytarz wewnętrzny między poszczególnymi dziedzińcami Pałacu
Jeden z pawilonów skromnego krymskiego haremu
Ozdobny napis świadczący o niezwykłych bogactwie Chanatu Krymskiego, lecz także o tolerancji religijnej. Obok napisów w alfabecie arabskim, mamy po bokach także znaki hebrajskie, którymi posługiwali się Karaimi.
Przed Pałacem zrobił się tumult. Wow… tatarska para młoda właśnie wyszła z samochodu. Grupowo zaśpiewaliśmy im polskie „100 lat”. Byli troszkę mile zaskoczeni. Ładnie wyglądali. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciu…