Jedziemy z Ałuszty w stronę Sudaku. Na mapie widnieje 72 km, teee…pestka, za godzinę będziemy. Nie…nie…nie, nic z tego, serpentynki, ładne widoczki i jeszcze banda durniów wyprzedzająca nas z prawej strony??? Ale jak to mówi nasz kolega: „Na Ukrainie prawo kupujesz, jeżdżenia bynajmniej”. Jazda zajmuje nam więcej czasu.
Zatrzymujemy się nad urwiskiem, gdzie położona jest jedna ze starszych cerkwi – św. Mikołaja. Upamiętnia ona wszystkich zaginionych podczas morskich katastrof. Z tarasu rozciąga się ładny widok na wybrzeże. Czuję charakterystyczny zapach dla śródziemnomorza. Patrzę, a przy schodach rosną pnącza lawendy. Uuuaa… druga rzecz, która mnie niezmiernie cieszy to cyprysy. Krym jest prawdopodobnie jedynym miejscem poza basenem Morza Śródziemnego, gdzie drzewa te rosną samoistnie. Słońce dogrzewa.
Schodzimy do cerkwi św. Mikołaja
Jedziemy do Parku Krajobrazowego „Nowyj Svit”. Rozdzielamy się na dwie grupy – tych szybszych i tych wolniejszych. Czasu sporo, bo prawie 3 godziny. Na początku idziemy razem, w kupie. Krajobraz półpustynny. Zbocza porastają jałowce, kropka w kropkę takie, jakie są też w Grecji. To dlatego Grecy już w VII w. p.n.e. (wg najnowszych odkryć archeologicznych z krymskiego regionu Aj Todor -zasłyszane w lokalnej telewizji) upatrzyli sobie Krym, jako „ziemię obiecaną”. Każde z tych drzewek rośnie średnio 700 lat, a niektóre nawet 1000 lat, jak można dowiedzieć się z tabliczki w Parku. Nim się obejrzeliśmy nie ma grupy wolniejszych. Doszli do turkusowej zatoki i zawrócili. Zostało nas z 10 osób. Wróciliśmy trasą inną, odwiedzając jeszcze po drodze starożytne piwnice wyskrobane w pieczarze nad wodą. Kolega poszedł popływać, no bo przecież cieplutka woda jest…17 stopni. Brrrrr…
Szeroką ścieżką można dojść na brzeg w Parku Krajobrazowym „Nowyj Svit”
Z góry całe dojście wygląda majestatycznie
Niektórzy zastanawiają się, czy wracać wersją krótszą, czy dłuższą
Droga dłuższa to okazja do obejrzenia starożytnych piwnic na wino i inne dobra. Niektórzy bardzo chcieli się zmieścić.
Wracamy o czasie, większość grupy czeka. Jak dobrze, że zawczasu podałem miejsce i godzinę zbiórki. Nikt się nie zgubił, w oczekiwaniu na nas poszła także degustacja lokalnych dań i wina. Wracamy pod twierdzę sudacką, gdzie tak na dobrą sprawę najlepsze są…karaimskie czebureki. Jest to smażony na głębokim oleju pieróg przeważnie z mięsem baranim z domieszką kapusty, a już na pewno z dobrymi, ostrymi przyprawami. Takie pyszne jadłem tylko w litewskich Trokach i tu w Sudaku. Karaimi twierdzą, że to ich danie narodowe, Tatarzy twierdzą zgoła co innego. A ponieważ oba ludy mają turecki rodowód, przyjmijmy po połowie. W końcu mieszkają obok siebie od stuleci.
Twierdza w Sudaku
Do zrobienia 10 pierogów takich po byku, czyli klasycznych potrzebne są:
4 szklanki mąki pszennej – ok 0,5 kg
6 łyżek oleju roślinnego
1 łyżeczka cukru
1 i 1/4 szklanki wody – ok. 300 ml
1 łyżeczka wódki lub innego wysokoprocentowego alkoholu
1/2 łyżeczki soli
Farsz – ponieważ mięso baranie w Polsce jest chyba trudno dostępne, no bo co? Do kebabu mamy pójść i wyciągnąć z pity usmażone kawałki baraniny??? Dlatego możemy zastosować zamiennik postaci:
300 gram mięsa mielonego wieprzowego
300 gram mięsa mielonego wołowego
Do tego należy dodać:
1/2 szklanki mleka 3,2%
1 cebulę drobniutko posiekaną
2 ząbki czosnku drobno posiekane
sól
pieprz
garść posiekanej natki pietruszki
I na koniec chyba najbardziej karkołomne…potrzeba ok. 1 litra oleju do głębokiego smażenia. Wiem, że to strasznie brzmi, wywalić całą butelkę oleju, ale inaczej nie uzyskamy efektu „chrupiącego brzegu”. Przynamniej ja nie znam innego sposobu.
Sposób przygotowania:
Mąkę przesiać na blat czy stolnice, dodać sól i cukier, następnie partiami dodawać wodę i wódkę. Wyrobić ciasto. Ciągle wyrabiając dolać olej, powinna z tego powstać kulka, którą trzeba przełożyć do miski i przykryć szczelnie folią spożywczą i odstawić na ok. 1h w zimne miejsce. Oczekując na ciasto przygotować farsz. W misce wymieszać mięso mielone z cebulą, czosnkiem i natką pietruszki. Doprawić do smaku solą, pieprzem. Dodać ok. 1/2 szklanki mleka, potem porządnie wymieszać i odstawić. Ochłodzone ciasto wyłożyć na blat, pokroić na kawałki, rozwałkować na grubość nie większą niż 4 mm i wycinać od talerza (miseczki) okręgi ok. 15 cm średnicy. Ręką nabierać mięsny farsz i układać na połówkę ciasta zostawiając ok. 1 cm marginesu, drugą połówką przykryć mięso i zlepić boki. Smażyć na rozgrzanym oleju na złoty kolor.
Nie jest to prosta potrawa, ale smak wynagrodzi Wam poniesione trudy i czas na przygotowanie. Dodam też, że 10 takich pierogów starcza dla jednej osoby na ok. 5 dni!!!
Najchętniej to jednak zjadłbym ich tonę. Jednak trzeba było rezerwować miejsce w brzuszkach na kolację w hotelu. Wracamy do Ałuszty o zmroku…