Jałta ma trochę miejsc, do których lgną tabuny odwiedzających. To przede wszystkim Pałac Liwadyjski, gdzie w lutym 1945 r. odbyła się konferencja jałtańska z udziałem Roosevelta, Churchilla i Stalina. Wejście zaplanowane na konkretną godzinę. W środku słynny stół i fotele, w których zasiadała trójka. Dalej mnóstwo fotografii, tych bardziej znanych i tych mniej. Trochę mapek. Na telewizorku puszczany jest też krótki film z tamtych wydarzeń. Ubawił mnie zwłaszcza fragment, gdzie brytyjski premier z cygarem nie może się dogadać z prezydentem USA, jak mają usiąść do słynnego na cały świat zdjęcia i się wiecznie wierci, jakby mu mucha wleciała…wiecie gdzie, a Stalin się uśmiecha pod wąsem i obserwuje. Kto był w Poczdamie w Cecilienhof, ten doskonale czuje ducha tego miejsca. Notabene Stalin wyjechał poza ZSRR dwa razy w życiu – raz do Teheranu w 1943 r., drugi to Poczdam w 1945 r. W tych dwóch przypadkach i tak w okolicach stacjonowała Armia Czerwona. Kurica nie ptica…
Niemniej interesująca jest druga część Pałacu, gdzie przedstawione są zdjęcia, przedmioty i historie związane z ostatnim carem Rosji – Mikołajem II. Ciekawe są zwłaszcza zdjęcia samego Cara, który wydaje się być takim zwykłym facetem, a to przy biurku pisze list, a to bawi się z synem i najmłodszą córką. Dużo unikalnych fotografii. Powstaje wrażenie takiego przeciętnego gościa, a nie boskiego pomazańca, do którego w myśl ówczesnego prawa należało wszystko i wszyscy w rozległym Imperium. Znów łapię się na tym, iż znając tragiczny koniec życia rodziny carskiej mam określone odczucia.
Dalej jedziemy nad „Jaskółcze Gniazdo”. Wybudowany w 1912 r. dla barona Steingela wg projektu Sherwooda. Stoi nad urwiskiem, a w dół ze 40 metrów jest. Niby to neogotyk, ale ja mam jednoznaczne skojarzenia – z Pałacem Pena w portugalskiej Sintrze. Oba są kiczowate, ale z obu rozpościerają się wspaniałe widoki na okolice. Wdrapuję się jeszcze pod drzewko życzeń. Faktyczne, karłowata mała roślinka z przyczepionymi do gałęzi setkami różowych przeważnie kokardek z karteczkami. Robię zdjęcie na zamek, ale urwiska już nie widać, także efekt średni. Wokół w zasadzie słyszę wyłącznie język polski. Jedna z pań w Pałacu Liwadyjskim aż się mnie zapytała, czy cała Polska przyjechała „na majówkę” [tzn. w tym okresie, kiedy u nas jest majówka – przyp. aut.] na Krym? Odpowiedziałem, że jak tu jest 32 stopnie, a w Polsce leje i jest 15 stopni, to wybór jest oczywisty… jeszcze zdążyłem kupić magnesik na lodówkę i podjeść czebureka. Lepsze w Sudaku…